scopolamina

// WPADNIJ ZA KILKA TYGODNI...

kiedy zapalasz światło
przychodzi zmora
w czerwonych szpileczkach
z kieliszkiem lodowatego szampana
a w radio puszczają najnowszy przebój
w sam raz do kolacji we dwoje
przy świecach
albo nieudanego orgazmu.
kiedy zapalasz światło
zamykam oczy
i tuląc się w skórze kołdry
wyświetlam sobie film
o ćmie
tańczącej walca
nad płomieniem świecy.

// 2.

o szóstej nad ranem
wypełniona cudzym zapachem
śmiejesz się płaczesz
tańczysz na linie
trzymając lustro
opowiadasz bajkę o ptakach dzieciństwa
a potem parząc sobie palce
niedopałkiem papierosa
rozgryzasz cieńkie szkło
kieliszka

budzę się
mokry
płaczę..


// 3.

roztrzaskane
jak mokra twarz pijaka
na bruku głównej ulicy
obok knajpy i kościoła
przechodzą ludzkie małpy
wydając okrzyki zdziwienia
na widok twoich pięknych
obnażonych piersi.


// 4.

mandarynki
wieczorami
podawałem ci
okruchy szklanych bajek
czekanie
jego oczy.
pijany dziadek
do orzechów
złamanym
zębem czasu
nadgryza moje chore ciało.
motyle tańczą
przykłute szpilką gabloty.
zostawiłaś odcisk bosej stopy
na wytartej podłodze
mojej wypalonej głowy.
to nic że już idę
z blizną
fotografią
zapisem dekalogu
skradzionym zapachem.
to nic
że noc....


// 5.

nosiła zielone pończochy
wolali za nią peggy sue
miała niepowtarzalne ręce
chłopcy z naszej ulicy
są zwyrodniali
mordują
ptaki
koty
śliniąc się
podpatrują
tak zwane intymne kontakty
wołali za nią peegy sue
miała zupełnie chrystusowe dłonie
stworzone do milości
i błogosławieństw w drogę
do nikąd.

// 6.

jak dobrze że byłaś...
czekanie
to też psychodeliczny stan świadomosci.
o piątej nad ranem
moja rozdwojona jaźń
zaprowadziła mnie
pod twoje okno.
to nic
że miewasz kamienne sny.
uciekłem w ciebie
nic sobie nie robiąc
z jego niemego krzyku.
dziś też poczekam
może się zbudzisz.


// 7.

taki szalony taniec.
w ogniu kandelabrów
stary hieronim bosch
z obłędem swoich dzwonków
maluje na jedwabiu twojej skóry
opętaną małgorzatę
ostatnią wieczerzę
i wyrwany język filipa II.
popatrz
tańczysz z lustrem.

// 8.

jest jak ukąszenie komara w ciepły majowy wieczór
tuż po zachodzie słońca nad jeziorem naszego dzieciństwa.
przychodzisz nocą gdy dom spowity ciemnością i oddechem śpiących za ścianą
a w oknie telewizora filmowa gwiazda wypruwa mu brzuch serią z automatycznego pistoletu amerykańskiej produkcji.
podobno wspomnienia i pamiętniki są przyczynkiem shizofrenii starczej.
wtedy pamięta się tylko śpiew raków wrzucanych do ciepłej wody w saganie nad ogniskiem.
z krwią i spermą zostanie z nas uśmiech odbity w lustrze zbieracza antyków...


// 9.

na pewno nie zdążę napisać
tego wiersza...
wiesz,
wlaśnie wyrzuciłem noże,
dużo noży
i stare ręce.
to katharsis jak woda
płucząca twoje plecy
zostaną w nich
moje nowe palce...


// 10.

panie polański
pański lokator mieszka
we mnie
i choć nie jest to paryż
i nie ostatnie
ale tango.
mam tu trochę pieniędzy
nóż
i wspomnienia zapachu.


// 11.

splot ciał
przścieradło zmęczone od potu.
słowa delikatnie muskają nasze uszy.
ludzie nie potrafią pieścić słów.
tylko gorące oczy
białe oddechy
i gałązki rąk
szepczą dziękczynne modlitwy
prosząc o więcej...


// 12.

jestem dzieckiem kosmosu
drżącymi wargami rozwiązuje
rzemyki twoich sandałów.

chcę dać ci siebie
jeśli weźmiesz...


// 13.

chiałem napisać życiorys
albo genialny wiersz
tak w ogóle
trudno jest mysleć
o tym wszystkim
zakladając na szyję sznur.

ktoś jeszcze napisze
taki wiersz
o ile nie spotka go
pętla...


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

© PIXELEYE GERMANY | NEW MEDIA AGENCY | FABRYKA INTERNETU